Zapraszam na wywiad z Elizą Sarnacką-Mahoney, którą poznałam dzięki zaprzyjaźnionemu nowojorskiemu portalowi polonijnemu Dobra Polska Szkoła. Wywiad jest kontynuacją cyklu o dwujęzycznych nastolatkach, który wiosną tego roku wzbudził na tym blogu wiele emocji. Temat wspierania języka polskiego u starszych dzieci dwujęzycznych pojawił się również podczas październikowego seminarium naukowego w Katowicach. Jest to temat trudny, tak jak i trudny jest to czas dla całej rodziny. Starsza córka Elizy ukończyła już 14 lat, a jej mama twierdzi, że najtrudniejszy okres mają już za sobą. Warto skorzystać z ich dwujęzycznych i dwukulturowych doświadczeń! Zachęcam do lektury wszystkich rodziców dzieci dwujęzycznych, bez względu na ich wiek.
Eliza Sarnacka-Mahoney – amerykanistka, publicystka i pisarka, przeważnie mieszka w Kolorado, chyba że podróżuje. Od wielu lat współpracuje z mediami w Polsce i Ameryce, Autorka powieści, tomów poezji, zbiorów ciekawostek i książek publicystycznych o Ameryce. Mama Natalii i Wiktorii, które każdego dnia utwierdzają ją w przekonaniu, że to, co niemożliwe jest jak najbardziej możliwe, trzeba tylko szczerze chcieć. Od roku miesięcy publikuje cykl artykułów o wychowywaniu dwujęzycznych dzieci na stronach fundacji „Dobra Polska Szkoła” w rubryce pt. “Przystanek Babel”.
W jakim wieku zaczęłaś obserwować u córek silną dominację języka angielskiego?
Powiedziałabym, że angielski zaczął dominować gdzieś w połowie pierwszej klasy szkoły podstawowej. U młodszej, z racji tego, że miała w domu nie tylko mamę, ale i starszą siostrę do rozmów po polsku nawet trochę później. Nie jest to jednak w naszym przypadku taka „całkowita dominacja”. Ponieważ udało nam się wychować je tak, że do dzisiaj mówią do mnie i do siebie po polsku, w domu słyszę z ich ust wyłącznie polski. Odkąd są starsze i do obu języków podchodzą świadomie, a nie już tylko mechanicznie, mąż też coraz częściej używa w domu polskiego, to pozwala mi zapominać, że silniejszym językiem jest angielski. Że jednak jest i że pod wieloma względami polski jest na bardzo nieuprzywilejowanej pozycji myślę np. wtedy, gdy starsza córka prosi, by przepytać ją z procesu fotosyntezy albo z budowy cukrów prostych. Wtedy sama przechodzę na miszmasz polsko-angielski, bo w tej sytuacji nie chodzi o naukę polskiego, a jej klasówkę z biologii. Jak każdego rodzica dziecka dwujęzycznego dopada mnie czasem cichutki smutek, że mogłoby być dużo lepiej niż jest, ale szybko daję sobie wtedy sama w myślach po łapach, staram się cieszyć tym, co mamy. Im dzieci są starsze tym jednocześnie widzę coraz wyraźniej, jak absolutnie kluczowe dla ustalenia się naszych domowych układów językowych miały pierwsze lata ich życia i fakt, że robiłam naprawdę wszystko, by to polski był językiem dominującym tak długo jak tylko się dało.
Język mniejszościowy często idzie w odstawkę, gdy dziecko zaczyna chodzić do przedszkola. Mówisz, że u twoich córek wciąż jednak dominował wtedy polski?
Tak. Jeszcze przed przedszkolem zauważyłam, jak kontakty z innymi dziećmi wpływają na stosunek do języka u moich. Po każdym spotkaniu towarzyskim córka wracała do domu i nagle, oglądając książeczkę, którą dobrze znała i w której nazywała rzeczy po polsku – zaczynała sama sobie „opowiadać” po angielsku. Bo tą samą książeczką bawiła się przed chwilą z angielskojęzyczną koleżanką. Już wtedy, gdy była dwu-trzylatką dotarło do mnie, że jeśli chodzi o polski będę się musiała w pewnym sensie wyścigować z czasem. Tak organizować życie, by spędzać z nią na zabawach i rozmowach po polsku więcej tego czasu, niż będzie go miała na podobne czynności w wersji angielskiej. Ponieważ w moim amerykańskim mieście było mnóstwo placówek, gdzie „typowy” program przedszkolny dla 3-latków to były dwa tylko dwa, a dla 4-ro latków – trzy przedpołudnia zajęć w tygodniu, tam właśnie ją zapisałam. Angielski, jak założyłam, rozwijał się lawinowo. Polski rozwijał się w tempie, że pozostawał o mały kroczek do przodu przed angielskim, mimo, że córka miała jego ogromną przewagę w codziennym życiu. W ciągu tygodnia dopóki nie wrócił z pracy jej anglojęzyczny tata, byłam ja, polskojęzyczna opiekunka, nasi polskojęzyczni znajomi. Jeśli media i książki także wyłącznie po polsku. To ten mały kroczek decydował o tym, że chciała rozmawiać po polsku, bo czuła płynność i łatwość wypowiedzi w tym języku. Do zerówki, gdyż miałam taką możliwość, też posłałam ją tylko na tzw. „pół dnia”, po lunchu już była w domu. Dużą rolę w rozwoju językowym moich dzieci odegrał także fakt, iż w bardzo ważnym momencie ich życia, kiedy język u dziecka nagle „wybucha” – u moich córek był to okres w okolicy ich drugich urodzin – obie były całkowicie zanurzone w polskim. Przy pierworodnej akurat odwiedziła nas moja mama, więc córka spędziła trzy intensywne polskie miesiące z babcią. Z Młodszą wyjechałam na półtora miesiąca do Polski, bo akurat były wakacje. Rozgadała się, a że pod ręką była do tego starsza siostra to jednocześnie nastąpił rozwój ich werbalnych kontaktów między sobą. Możliwe nawet, że to właśnie ten moment zaważył na tym, że do dzisiaj polski między sobą zachowały? Bo polski stał się dla młodszej językiem „mechanicznym”, na który zaczęła automatycznie przechodzić widząc siostrę, kojarzyła siostrę z językiem polskim, tak samo jak mnie? Mówiąc o relacjach w rodzinie OPOL-owej mówimy, że dziecko przyzwyczaja się do komunikacji w jednym i w drugim języku z odpowiednim rodzicem. Myślę, że to się może odnosić także do relacji między samymi dziećmi. Trzeba tylko w razie konieczności wspierać tę relację, zachęcać do niej, nagradzać dzieci za wysiłek.
Masz nadzieję, że ten układ językowy zostanie? Że nie zmienią się postawy twoich córek wobec polskiego?
Na razie nie było w naszym językowym wychowaniu sytuacji, że „muszę walczyć” o polski w obliczu zagrożenia, że dzieci całkowicie z niego zrezygnują. Wiem jednak, że to ja jestem głównym katalizatorem i motywatorem, by używały polskiego. Gdyby mnie zabrakło — czy przeszłyby na używanie angielskiego? Możliwe, to w końcu jest język kraju, w którym żyją, uczą się, język ich najbliższego otoczenia. Pociesza mnie, że u starszej, z racji wieku (14 lat) polski jest już dość „ugruntowany”, widzę to po biegłości. Rzadziej brakuje jej słów, a jeśli z czymś nie potrafi sobie poradzić, świadomie wyraża swoje myśli w inny sposób. Jej polski jest wystarczająco rozwinięty i elastyczny. Przerwy w posługiwaniu się polskim, np. gdy wyjeżdżamy do anglojęzycznej rodziny i jest bardzo mało miejsca na używanie polskiego, też nie robią jej większych szkód. Po powrocie więcej wtedy poczytamy, porozmawiamy i wraca forma. U młodszej córki przerwy w używaniu polskiego wciąż czynią więcej spustoszeń. Ma 9 lat i do języka podchodzi wciąż jak małe dziecko — jest to narzędzie, za pomocą którego przede wszystkim chce przekazać komunikat. Zrobi to polsku lub po angielsku, w zależności od sytuacji. Nadzieję na to, że córki mogą zatrzymać polski jako język swoich siostrzanych relacji nawet w dorosłym życiu daje mi fakt, że obie traktują swoją dwujęzyczność jako coś bardzo fajnego, wyjątkowego. Są z tego dumne. Wręcz pilnują jedna drugą, żeby, gdy nie ma potrzeby (np. anglojęzyczny gość) nie wtrącać do wypowiedzi angielskich słów. Uczą się od siebie, a co ciekawe idzie to nie tylko w stroną od starszej do młodszej, ale i na odwrót.
Czy pojawiła się kiedykolwiek niechęć do obcowania z językiem i/lub kulturą polską?
Na razie – odpukać — nie ma z tym problemu. Stosunek dziecka do języka rodzica (lub-ów) imigranta to bardzo złożona sprawa. Psycholingwiści zajmują się tym na co dzień w ramach pracy zawodowej. Na pewno mogę powiedzieć, że w utrzymaniu u córek pozytywnego nastawienia do polskiego i Polski przede wszystkim pomaga fakt, że pracujemy na to oboje z mężem. Mąż biegle po polsku nie mówi i do dziś rozmawia z dziećmi przede wszystkim po angielsku, a zdarza się, że to on jest największym „Cerberem” polskiego w naszym domu. Gdy w ferworze rodzinnej dyskusji dzieci rzucą niekiedy w swoją stronę coś po angielsku, od niego szybciej nawet niż ode mnie, słyszą, że powinny mówić do siebie mówić po polsku. Umówiłam się z nim od początku, że w dwujęzycznym wychowaniu prezentujemy jeden front i że mam w nim bezwarunkowe wsparcie, i tak jest do dzisiaj. Gdybym była na miejscu córek to chyba interpretowałabym to tak: jeśli nie tylko polskojęzyczna mama, ale i anglojęzyczny tata przykłada do polskiego taką wagę, to coś w tym musi być. Po drugie dbamy o to, by dzieci miały w związku z językiem polskim i kulturą jak najlepsze skojarzenia i doświadczenia. Widzą szacunek i entuzjazm z naszej strony, zarażają się. Lubimy zwiedzać, oboje z mężem jesteśmy „historycznymi molami”, więc gdy tylko się da w czasie wakacyjnych wypraw do Polski jeździmy po kraju i zwiedzamy. Polska ma tu mnóstwo do zaoferowania, zwłaszcza w wakacje, ostatnio wypróbowaliśmy nawet urlop pod namiotem nad Bałtykiem, bo to był nowy rodzaj przygody, której chcieliśmy spróbować. Dzieci już mówią o powrocie na pole kempingowe w przyszłym roku. Wojaże po Polsce to sprawdzona „metoda” na wzbudzenie w dzieciach zainteresowania, fascynacji. Moc dobrych wspomnień pomaga potem w codziennej pracy nad polskim po powrocie do domu. Od wycieczki do Krakowa i Ogrodzieńca dwa lata temu młodsza córka stała się zagorzałą fanką polskich legend, zwłaszcza tych, które rozgrywają się na zamkach! Z zapałem czyta wszystko z tej kategorii, co jej podsunę. Nie znaczy to, że do Polski dzieci podchodzą bezkrytycznie, zwłaszcza latorośl starsza, która, gdy widzi potrzebę, potrafi ostro skrytykować jakiś aspekt polskiej rzeczywistości, np. nieuprzejmość pań w publicznych toaletach (jej zdaniem – obecną wszędzie). Pozytywne doświadczenia są jednak górą, do tego dochodzą ulubione polskie lektury, filmy, znajomi rówieśnicy z polskiego podwórka, z którymi córki spotykają się co roku, no i dobre kontakty z polskimi dziadkami – to jak na razie działa niczym tarcza ochronna dla naszej rodzinne sfery polskojęzycznej i polskokulturowej.
Czy zachowania językowe córek zależą lub zależały od miejsca i osób obecnych przy rozmowie? (np. w domu, wśród polsko/anglojęzycznych koleżanek)
Dzieci nigdy nie wstydziły się używać języka polskiego, może dlatego, że w sytuacji, gdy byliśmy w towarzystwie osób anglojęzycznych nic nie wiedzących o ich dwujęzyczności, od razu śpieszyłam z wyjaśnieniem, że takie mamy „ustawienia rodzinne”, we trzy mówimy między sobą po polsku, zawsze i wszędzie, ale na życzenie możemy zawsze wszystko przetłumaczyć. Nie krępowały się także używać polskiego przy zupełnie obcych osobach władających polskim, raczej na odwrót, mówiły wtedy dużo, jak to dzieci zainteresowane gośćmi. Nigdy nie było problemu z tym, że mówiły do siebie po polsku w obecności anglojęzycznych koleżanek. Przyjaciółki i jednej, i drugiej są zresztą dobrze zorientowane w naszych językowych praktykach i nawet nie zwracają już na ten fakt uwagi. Skrępowanie i niepewność zauważyłam jednak przy kontaktach z innymi dziećmi polskojęzycznymi. Mniejsze, gdy są to dzieci z Polski – np. w odwiedzinach u rodziny z USA, lub w Polsce. Większe, gdy jest to grono dzieci polonijnych. Pytałam je o to i twierdzą, że to dlatego, iż nigdy nie wiadomo, czy inne dzieci posługują się polskim swobodnie czy nie, a jeśli nie, żeby nie było, że one się czymkolwiek chwalą. Gdy jednak pierwsze lody zostaną przełamane, i z jednej, i z drugiej strony, nie ma problemu z używaniem polskiego. Ale – uwaga! – otwieram puszkę Pandory! Okazuje się, że negatywne postawy wobec polskiego dzieci mogą przynosić ze szkoły – i to nie amerykańskiej, a naszej, polonijnej! Przyczyny, dla których dwujęzyczne dzieci, zwłaszcza te starsze buntują się przeciwko językowi rodziców może być całe mnóstwo. To temat przede wszystkim dla psychologa. Życie społeczne i towarzyskie w szkole kieruje się niestety pewnymi prawidłami, w tym wpływem, jaki na nasze dzieci wywierają inne dzieci. Możemy robić wszystko tak jak trzeba, a dziecko nagle i tak zacznie testować naszą cierpliwość, powtarzać przykre rzeczy o języku polskim zasłyszane od kolegów i koleżanek. Presja grupy rówieśniczej to jest coś, co egzystuje ponad językami i obyczajami. Nie znam tego z autopsji, ale mam kuzynkę, która zwierzyła mi się kiedyś, że syn chętnie uczył się polskiego i po polsku rozmawiał, dopóki nie poszedł do sobotniej polskiej szkoły… Czy jest na to rada? Myślę, że trzeba trzymać rękę na pulsie i w miarę możliwości rozmawiać z dzieckiem o tym, jakie są prawdziwe przyczyny, dla których nie chce, wstydzi się, odmawia mówić po polsku. Jeśli okaże się, że faktycznie mamy do czynienia z postawami prezentowanymi przez inne polonijne dzieci ze szkoły, wówczas pewnie warto poszerzyć akcję o włączenie do sprawy nauczycieli i innych rodziców. Może dzieci buntują się, bo uważają zajęcia w polskiej szkole za nudne? Może wymagamy od nich za wiele za szybko? Zwłaszcza polska historia, którą naturalnie przerabiamy z dziećmi w polonijnych szkołach? Uczę dzieci historii sama w domu i widzę, na co i jak reagują. Np. historia zaborów i to, co się z nią wiąże: spiski, zrywy narodowe, postawy patriotyczne, Wielka Emigracja i jej literatura, a to wszystko na tle XIX-to wiecznych trendów społecznych i literackich w całej Europie. Gdy dzieci zaczynają marudzić, modyfikuję lekcje pod ich zainteresowania. Np. unikam jak ognia martyrologii. Ze starszą córką rozmawiałam o powstaniu warszawskim, lecz zamiast tłumaczyć je zawiłości ówczesnych kalkulacji politycznych i oczekiwań, przerobiłyśmy fakty, kazałam jej samej zastanowić się, czy będąc na pozycji dowódców powstania zdecydowała się na walkę czy nie. Nie mam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, bo dziecko wychowywane w całkiem innym duchu, np. w Ameryce gdzie panuje kult radzenia sobie w życiu i optymizmu, może się czuć na lekcjach polskiej historii przesiąkniętej martyrologią jak kosmita. W szkole, gdzie słucha cała klasa, takie modyfikacje są trudniejsze. Niestety, nuda w połączeniu z niezrozumieniem jest największym wrogiem każdej nauki, także nauki języka. To są kluczowe problemy i zagadnienia, każdej szkoły.
Zachęcam do dzielenia się Waszymi refleksjami 🙂 Część druga tego fascynującego wywiadu już wkrótce 🙂
Zapowiadam też wywiad ze starszą córką Elizy – Natalią. Temat wywiadu? Oczywiście dwujęzyczność!
zdjęcia: freedigitalphotos.net
bardzo ciekawy wywiad, czekam na drugą część.
Dziękuję, Basiu. Ciekawa osoba, to i wywiad wyszedł ciekawy. Pozdrawiam serdecznie. U nas dziś mroźno 🙂
Swietny wywiad! Z niecierpliwoscia czekam na druga czesc!
Cieszę się 🙂 Drugą część wywiadu można przeczytać tu: https://bilingualhouse.com/unikam-jak-ognia-martyrologii-wywiad-z-eliza-sarnacka-mahoney-amerykanistka-publicystka-pisarka-oraz-wspaniala-matka-dwoch-dwujezycznych-corek-cz-2/
Pozdrawiam serdecznie
Aneta
Ciekawy materiał, syn nawet czytał mi przez chwilę, a to tylko dla tego bo chciałam zobaczyć jak sobie poradzi i ile zrozumie z tekstu (ma 12lat)? I zrozumiał wiele, a także ładnie przeczytał, chociaż większość trudnych dla niego wyrazów z ang akcentem. Tak już ma, ale cieszę się ogromnie iż nie wstydzi się czytać.
To wspaniale. Akcent nie jest w dwujęzyczności najważniejszy. Świetnie, że syn rozumie i że ma pewność siebie w mówieniu po polsku. Tak trzymać 🙂