Metoda OPOL, czyli „jedna osoba – jeden język” jak dotąd się nam sprawdza. Niezastąpiona jest tu rola dziadków, szczególnie w podtrzymywaniu języka mniejszościowego. Jest to temat tak ważny i rozległy, że na pewno poświęcę mu osobny post.
Nawet pomimo dużego wkładu dziadków dziecko niesamowicie silnie kojarzy jeden ze swoich języków z matką, a drugi z ojcem. Już sam widok jednego z rodziców może u dziecka wywołać nieświadome i automatyczne przełączenie na język tego rodzica. Obserwuję to u Talkusi i Pynia, gdy bawią się razem. Jeżeli w pomieszczeniu, w którym odbywa się zabawa jestem ja, to, nawet, jeżeli się z nimi nie bawię, rozmawiają po polsku. Lecz wystarczy, że wyjdę i na moje miejsce bez słowa wejdzie mąż, to, jak tylko zauważą jego obecność w pokoju, przestawiają się na angielski. Później okazuje się, że nawet tego przełączenia nie pamiętają, gdyż po prostu go nie zauważyły.
Kojarzy mi się tu pewna sytuacja, którą zaobserwowałam w Polskiej Szkole Manchester. Po zakończeniu zajęć na dzieci czeka się tu w stołówce, gdzie oprócz wielu innych rodziców czekał też pewien angielskojęzyczny tata. Jego syn wraca z lekcji w grupie kolegów (oczywiście z racji zamieszkiwania w UK wszyscy oni są dwujęzyczni) rozmawiając z nimi po polsku. W momencie wejścia do stołówki chłopiec nawiązuje kontakt wzrokowy z tatą i przełącza się na angielski, a za nim reszta kolegów. To fascynujące, jak bardzo zautomatyzowany jest ten proces, jakby widok danego rodzica operował specjalnym „przełącznikiem” w mózgu.
Metoda OPOL ma niestety też wady. Na początku swojego życia dziecko spędza najwięcej czasu z matką, szczególnie, gdy jest to mama na pełen etat. Wtedy naturalnie język matki rozwija się szybciej i staje się dominujący. Pynio w wieku 4 lat jest aktualnie wciąż na tym etapie, pomimo, że rozpoczął szkołę. Staram się więc zwiększać u niego stymulację w języku angielskim, aby językową dominację doprowadzić do równowagi. Lecz na przykładzie ośmioletniej Talkusi wiem, że ta sytuacja się wkrótce zmieni. Długie godziny spędzone w szkole (w Wielkiej Brytanii to 6,5 godz. zegarowych dziennie) i rosnąca rola rówieśników prawie zawsze powodują, że język większościowy, czyli w naszym przypadku język męża, staje się dominujący. Wtedy ta jedna osoba reprezentująca język mniejszościowy w metodzie OPOL, czyli w naszej rodzinie ja, przestaje wystarczać. Dodatkowo dziecko zdaje sobie już w tym wieku sprawę, że rodzic reprezentujący język mniejszościowy i tak zna język większościowy i motywacja do mówienia w języku mniejszościowym spada jeszcze bardziej. Jest jednak na to pewna rada. Gdy dzieci podrosną i oba języki mają dobrze ustalone można z metody OPOL przestawić się na metodę „jeden kontekst – jeden język”, w której językiem mniejszościowym posługują się wszyscy w domu, a język większościowy używany jest poza domem. Ale o tej metodzie już następnym razem.
Na koniec ulubiony ostatnio miks Pynia: „teraz jestem cztery, ale na karate pójdę, jak będę pięć”. Jest to oczywiście kalka z angielskiej struktury: „I am four”, której używa się przy podawaniu wieku. Do poprawiania tej struktury w dążeniu do formy bardziej w języku polskim naturalnej używam oczywiście… parafrazy. Zachęcam Was do zapoznania się z tym skutecznym sposobem na poprawianie błędów językowych z zachowaniem szacunku dla dziecka oraz z priorytetowym traktowaniem dialogu w rodzinie. W tym poście wspominam szerzej o tej metodzie.

Bardzo się cieszę, że trafiłam na Pani bloga:) Pomaga mi Pani zrozumieć dużo kwestii dot. dwujęzyczności moich dzieci. Mieszkam od 7 lat w Grecji, mój mąż jest Grekiem i mamy dwóch przecudnych chłopaków ( w sierpniu będą mieć 2,5 roku). Jestem z nimi w domu non stop, mówię do nich tylko po polsku, a ich tata tylko po grecku. Oczywiście całe nasze otoczenie (babcia, wujkowie, ciocie, znajomi itp) mówi również po grecku. Moich rodziców widują tylko 1-2 razy w roku przez około 3 tygodnie. Mój mąż jest bardzo zaangażowany w ich rozwój i niepokoi go to, iż dzieciaki jeszcze nie mówią. Tzn. bardzo próbują, powtarzają po nas wiele słów, niektore po polsku, niektóre po grecku. Chciałam zapytać czy to normalne u dzieci dwujęzycznych, że zaczynają mówić troszkę później niż dzieci jednojęzyczne? Także martwię się tym, że za jakiś czas całkiem odrzucą mój język, gdyż widzą, że tylko ja go używam. Pomagam sobie czasami polską telewizją, bajkami piosenkami, w przyszłości planuję zapisać ich do polskiej szkoły internetowej. Martwię się jednak, że się zbuntują i nie będą chciały. Czuję się całkiem sama na placu boju w walce o ich polską tożsamość. Czy miała Pani może podobne doświadczenia?
Pani Magdaleno, poczucie osamotnienia w podtrzymywaniu języka polskiego u dzieci jest mi niezwykle bliskie. Nie oznacza to, że należy się poddać! Znam wiele przykładów, że przekazanie języka przez zaledwie jednego członka jest możliwe. Już postępuje Pani właściwie, zalecałabym jednak konsultację w celu ustalenia, czy rozwój Pani synów postępuje prawidłowo.
A jak to u Pani bywa podczas dyskusji calej rodziny? U mnie przerzycamy sie na angielski, Bo to jezyk zrozumialy dla nas wszystkich, wiec wtedy zwracam sie do dziecka po angielsku. Ale niestety zrobilam duzo bledow jak do tej pory, Bo potrafilam przeplatac angielski I polski w jednej wypowiedzi. Moj synek zaczal mieszac oba jezyki I czesto zaczyna zdanie po angielsku, a konczy po polsku lub na odwrot.
Dziękuję za ciekawe pytanie. Podczas dyskusji całej rodziny nadal zwracam się do dzieci po polsku, a osobom nieznającym tego języka tłumaczę. Po pewnym czasie to tak wchodzi w nawyk, że nawet tego nie zauważam. Wspaniale, że Pani ma już świadomość, żeby nie mieszać języków w obrębie jednej wypowiedzi. Mieszane wypowiedzi synka dobrze parafrazować. Pozdrawiam serdecznie 🙂