Pamiętacie liściki, które wkładam Talkusi i Pyniowi do walizeczki z drugim śniadaniem? W czasie przerwy obiadowej w szkole mają miłą niespodziankę od mamy, która jednocześnie podstępnie uczy polskich przysłów w przypadku Talkusi, a czytania po polsku w przypadku Pynia.
Pynio zamiast pojedynczych wyrazów dostaje już zdania z obrazkiem, które po jednym przeczytaniu na przerwie dobrze zapamiętuje i zawsze po szkole śpieszy mi się tym pochwalić. Pyniowi, który, pomimo iż wyzbył się porannych oporów przed pójściem do szkoły, wciąż będąc tam czasem zatęskni za domem, liściki te oferują wsparcie emocjonalne i przypominają mu, o tym że mama o nim cały dzień myśli. Podczas wakacji można liściki zostawiać pod poduszką lub w innym sekretnym miejscu. Też działa!
Talkusia natomiast na własną prośbę włączyła się w przygotowywanie liścików i czasem sama je pisze i ilustruje. Najczęściej jednak robię to ja, aby nie psuć jej niespodzianki. Przy okazji możecie przyjrzeć się pismu Talkusi, którego nauczyła się bez stosowanych w polskich szkołach ćwiczeń kaligraficznych. Jak widać, korzystając z angielskich, uproszczonych wzorów liter, zmodyfikowanych poprzez dodanie do nich kropki, kreski czy ogonka bardzo czytelnie i sprawnie pisze po polsku. Nie wszystkie litery są tu połączone, gdyż Talkusia starała się napisać bardzo wyraźnie. Zwykle jednak naturalnie stosuje pismo całkowicie łączone, co świetnie widać na zdjęciu tu.
Liściki tworzę prawie codziennie i tu narodził się problem, co z nimi robić. Wiele, tych bardzo ubrudzonych jedzeniem trafiło do kosza, ale te lepiej zachowane zaczęłam składować. Tak na pamiątkę. Aż wpadłam na pomysł, by połączyć pomysł liścików z łazienkowymi czytankami. Zachęcam Was do kliknięcia na link do posta o łazienkowych czytankach i przypomnienia sobie tego zadziwiająco prostego i skutecznego sposobu na dodatkową ekspozycję Waszego dziecka na język polski. Wiem, że wiele z Was już z powodzeniem z tego pomysłu korzysta. Przyklejam zatem pojedyncze liściki na większą kartkę i wieszam na drzwiach do łazienki. Dzięki temu dzieci przy każdej wizycie w łazience trenują czytanie i trwale zapamiętują treści z liścików.
Przy okazji obserwacja mojego męża Anglika na temat polskich przysłów. Jest on zadziwiony ich mnogością i uważa, że w języku angielskim jest ich stanowczo mniej i nie używa się ich aż tak powszechnie. Doceniajmy zatem bogactwo naszego języka i przekazujmy je następnym pokoleniom! Spróbujcie a zobaczycie, że dzieci to autentycznie fascynuje. Nawet bierna znajomość przysłów przyczyni się do poprawy rozumienia wypowiedzi w języku polskim, także czytania ze zrozumieniem.
Miłego weekendu! Czy do Was też wróciło lato?
U nas lato było i poszło…pewnie do was! Fajny pomysł z tymi przysłowiami…koniecznie muszę wypróbować!
Wysyłam Wam trochę ciepełka, bo już mamy aż nadto 🙂
We włoskim języku też istnieje mnóstwo takich powiedzonek, są to tzw.proverbio. Często mam okazje porównywać ich powiedzonka z naszymi. A sposób o którym tu wspominasz ja sama wykorzystywałam do nauki słówek angielskich na studiach i okazał się on niezawodny. Tak więc kiedyś w przyszlości….:)
Teraz możesz polskimi słówkami dom okleić, to mąż się podszkoli 🙂
Twoje liściki podsunęły mi pomysł na to, jak dzieciom wytłumaczyć upływ czasu i dni tygodnia. Troszkę im się dni mylą i rozróżniają tylko dni wolne od reszty. Mam zamiar pisać takie liściki na kolorowych kartkach papieru. Jeden kolor bedzię oznaczał dni powszednie i może dopisze numer dnia lub/i nazwę, a inny kolor będzie oznaczał sobotę i jeszcze inne niedzielę i święta. A może też przyporządkujemy różne kolory do konkretnych dni z pominięciem nazw i numerów. Hmm. Trochę się rozpędziłam, ale nie mogę się już doczekać i muszę to wypróbować. Dziękuje za inspiracje 🙂 Będę musiała się dobrze zastanowić nad wyborem kolorów:)
Świetny pomysł! Dziękuję. Jestem pewna, że nie tylko ja skorzystam 🙂