Faustyna rozważa dziś wady i zalety metod OPOL i ML@H: http://dziecidwujezyczne.blogspot.co.uk/2013/04/opol-or-not-opol_5.html
Zgadzam się z nią i Grosjeanem, że OPOL przestaje wystarczać, szczególnie w miarę, jak dzieci zaczynają dorastać. Znam to uczucie bycia w zdecydowanej mniejszości, gdy jesteśmy we czwórkę. Pisałam sporo o OPOL na moim blogu i zapowiadałam tam, że planujemy przestawić się na ML@H.
Mimo dobrej woli męża i dzieci nie okazało się to jednak łatwe. Tak samo jak Gabryś, mieliśmy satysfakcję, że uczymy tatusia polskiego, ale na dłuższą metę taka komunikacja okazała się nienaturalna. Trudno mi było dalej wymagać od dzieci, by do taty zaczęły się zwracać po polsku. Jest on przecież dla nich symbolem angielskości!
Dobrym kompromisem dla nas okazała się zmiana języka, którym rodzice posługują się między sobą w obecności dzieci. Dla nas z konieczności był to do tej pory angielski, gdyż mąż znał polski zbyt słabo. Teraz jednak, po prawie 10 latach małżeństwa, jesteśmy w stanie rozmawiać po polsku niemal o wszystkim. No niesamowite, jak bardzo sama obserwacja rodziców rozmawiających w języku mniejszościowym wpływa na klimat językowy w rodzinie. W ten sposób bez zaburzania relacji między rodzicem a dzieckiem przechylamy szalę w kierunku języka polskiego i łatwiej odpieramy dominujący wpływ angielskiego. Już widzę u nas rezultat: dzieci między sobą częściej rozmawiają po polsku, gdyż klimat w rodzinie stał się bardziej polski. Nawet gdy jesteśmy poza domem, rozmawiamy z mężem po polsku, a dzieci tak jak do tej pory zwracają się do mamy po polsku, a do taty po angielsku. Nie mam tylko pojęcia, czy taka strategia ma już jakąś nazwę. Może już ktoś z Was o niej słyszał? A jak nie, to może podpowiecie mi, jak zwięźle można byłoby ją określić?
Jest też metoda, która nazywa się Time and place… (czyli stosuje się ją w zależności od pory dnia) a w ogóle jeszcze można kombinować z dniami tygodnia, moi rodzice z powodzeniem stosowali niedzielę jako dzień języka niemieckiego, przez co nie zapomniałam tego języka.. w sumie wszyscy stosują metodę, która im najbardziej odpowiada- albo łączą różne metody, w końcu w starszym wieku już nie jest tak ważne, aby dziecko kojarzyło jeden język z jedną osobą…więc rodzice kombinują jak mogą!
Tak, każda rodzina wypracowuje sobie strategię, która dla nich działa. Znam rodziców ze starszymi dziećmi, którzy tak rozluźnili atmosferę językową w domu, że wszyscy oba języki wciąż mieszają w obrębie zdania w zależności od sytuacji, ale jak trzeba to też potrafią rozdzielić języki. Myślę, że jak za młodu przez OPOL wyznaczymy dziecku granice między językami, to damy im fundament na całe życie.
Dzięki, że wpadłaś 🙂
Aneto, dzieki za Twoj glos w dyskusji! Stosujecie to, o czym my z mezem wlasnie zaczynamy myslec, czyli zeby miedzy nami, rodzicami rozmawiac po polsku wlasnie. Dzieki za opis Waszych doswiadczen, doda nam to motywacji 🙂
Taka zmiana jest tylko możliwa dzięki wsparciu „zagranicznego” męża. Mamy obie duże szczęście!
Dobry pomysl i u nas ta metoda dziala…pod warunkiem, ze ja stosujemy. Chris mowi pieknie po polsku ale po prostu z przyzwyczajenia i z rozpedu. Ale kiedy sie postaramy, dziala!Pozdrawiam, Ania
Tak, Aniu u nas dokładnie to samo. Czasem zapominamy się, albo Antoś wtrąca słowa angielskie, kiedy polskich odpowiedników jeszcze nie zna. Ale najważniejsze, że dzieciaki widzą, jaki tatuś trud w opanowanie niewdzięcznej polszczyzny wkłada, a jak się czasem myli, to wesoło jest 🙂