Dziś więcej o metodzie jeden kontekst – jeden język, inaczej zwanej ML@H (minority language at home), której użycie języka połączone jest z określonym miejscem. Mamy to opozycję dom – otoczenie. Są dwie odmiany tej metody:
I. Jeden kontekst – jeden język A
RODZICE: różne języki ojczyste.
SPOŁECZNOŚĆ: język jednego z rodziców jest dominujący w społeczności, np. angielski.
STRATEGIA: od narodzin dziecka oboje rodzice porozumiewają się z nim w języku niedominującym, a język dominujący dziecko przyswaja poza domem.
II. Jeden kontekst – jeden język B
RODZICE: ten sam język ojczysty rodziców.
SPOŁECZNOŚĆ: język rodziców nie jest językiem dominującym społeczności.
STRATEGIA: rodzice posługują się swoim językiem w rozmowach z dzieckiem od jego narodzin, a język dominujący dziecko przyswaja poza domem.
Jest to metoda skuteczna, szczególnie, gdy dziecko ma dość wczesny ustalony i systematyczny kontakt ze światem zewnętrznym w postaci na przykład przedszkola, gdzie może poznawać język większościowy. Tu również granice pomiędzy językami są jasno wyznaczone, gdyż dom stanowi to terytorium języka mniejszościowego, a przedszkole, szkoła, ulica, sklepy i inne miejsca poza domem – terytorium języka większościowego.
Zarówno metoda „jedna osoba – jeden język” jak i oba rodzaje metody ML@H mogą „wyprodukować” „zrównoważonych” bilingwalnych, czyli osoby, które posługują się dwoma językami na poziomie zbliżonym do native speakerów i identyfikują się z nimi. Muszą być tu jednak spełnione następujące warunki:
1. Wybrana strategia powinna być stosowana konsekwentnie, czyli zawsze i wszędzie bez względu na miejsce i osoby nam towarzyszące (jak to robić bez wstydu i obawy o obrażenie innych w następnych postach).
2. Oba języki powinny być w jak najbardziej czystej formie, czyli unikamy mieszania pod postacią wtrącania do zdań w jednym języku wyrazów z drugiego, np. „Czy bierzesz dziś lunchbox na sport school?” (Och, jakże to nagminne wśród polskich imigrantów!)
3. Takich, czystych wypowiedzi też wymagamy od dziecka, lecz nie przez karcenie i krytykę, co mogłoby całkowicie zniechęcić dziecko od naszego języka, tylko używając metody „a jakby to mamusia powiedziała?” (Opisałam ją w jednym z poprzednich postów).
4. Stymulacja w obu językach powinna być jak najbardziej zrównoważona: minimum 25 godzin kontaktu z językiem mniejszościowym tygodniowo (planuję osobny post na temat, jak zmaksymalizować ekspozycję na język mniejszościowy).
Jak wcześniej wspomniałam, w naszej rodzinie stosujemy metodę OPOL, lecz wraz rozwojem dzieci i rosnącej roli anglojęzycznego otoczenia w ich życiu, mamy w planach zmianę strategii wychowania językowego, aby zapewnić zwiększony kontakt z językiem mniejszościowym. Rozważamy rozpoczęcie używania języka polskiego w rozmowach między mną a mężem (wielki podziw dla niego, że się tego trudnego języka nauczył!) lub całkowite przejście na polski dla wszystkich domowników. Tę decyzję podejmiemy jak tylko angielski Pynia zacznie dominować, o czym na pewno tu doniosę!
W naszym domu gotujemy potrawy z różnych zakątków świata, lecz dania z naszych kuchni narodowych powracają najbardziej regularnie. Jest to niezbędny element dwukulturowości naszej rodziny. Wczoraj niedziela, więc tradycyjnie angielski „roast dinner”, czyli pieczeń z indyka z pieczonymi ziemniaczkami i Yorkshire puddings zwanymi przez moje dzieci „ciasteczkami”. A w następną niedzielę będzie schabowy!
Aneto! Piszesz, ze „stymulacja w obu językach powinna być jak najbardziej zrównoważona: minimum 25 godzin kontaktu z językiem mniejszościowym tygodniowo”. I tu pies pogrzebany… za „Chiny Ludowe” tyle godzin nie wyluskam… Ratuj!!! Ciesze sie, ze masz jakis pomysl na to jak „zmaksymalizować ekspozycje” na L2. Z wielka checia poczytam o kazdym nowym pomysle.
Witaj Sylabo, świetnie, że wpadłaś! Wiem, że 25h to ambitny cel, ale możemy przynajmniej do niego dążyć 🙂 a moje sposoby sprawdzone na własnym „ciele” i na pewno nie zaszkodzą. Pozdrawiam serdecznie, Aneta.
RODZICE: polski i urdu (komunikacja w j. angielskim)
SPOŁECZNOŚĆ: szwedzki
STRATEGIA: ?
Dzieci są na razie hipotetyczne i problem jeszcze nie istnieje ale mam wysoką świadomość istotności kwestii języków w życiu. Mam wiele pytań i dopiero co tu trafiłam więc z chęcią poczytam ale może uda mi się dowiedzieć od razu – powinnam wybić sobie z głowy 4 języki już w tym momencie? 🙂
pozdrawiam!
Oczywiście, że cztery języki są możliwe, ale będą one na pewno rozwinięte na różnym poziomie. Zawsze jeden z języków jest wiodący, na początku życia dziecka to język matki, a później język otoczenia i jest to zupełnie normalne. Jeżeli będziecie konsekwentnie używać swoich języków z dzieckiem, to ich nauczy się bezpośrednio od Was, osłucha się z angielskim, słysząc Wasze rozmowy, a szwedzki w momencie pójścia do przedszkola czy szkoły zadba o siebie sam. Powodzenia 🙂
Bardzo cieszy mnie Pani odpowiedź 🙂
A perspektywa „zaopatrzenia” dzieciątka w kilka języków jest dla mnie tym bardziej atrakcyjna, im więcej myślę, jaki wpływ będzie to mieć na jego rozwój poznawczy i społeczny. Ma Pani piękny zawód, życzę samych sukcesów!
Dziękuję i pozdrawiam 🙂
Witam Pani Aneto,
mieszkamy w UK. oboje jesteśmy Polakami. Nasza córka mówi po polsku. ma 4 lata, od roku chodzi do przedszla. od urodzenia ma kontakt z j. angielskim poprzez przyjaciół mówiącym po angielsku i zajęcia w children’s centre, pływanie, taniec itp. Jej angielski nie jest jednak tak zaawansowany jak polski, co jest problemem w przedszkolu gdy dziecko zamyka się ma inne dzieci. Według nauczycielki dziecko bierze udział w zajęciach, ale dość szybko się wyłącza. Sytuacja z biegiem czasu się poprawia i w porównaniu z początki w przedszkolu jest coraz lepsza. nauczycielka uważa, że nie ma powodów do niepokoju lecz sama przyznaje , że nie ma doświadczenia z dziećmi dwujezycznymi. I tu moje pytanie. Czy na pewno dobrze robie , że pozostawiam naukę angielskiego „światu zewnętrznemu”? Trochę się boję, co będzie bo we wrześniu zaczyna się szkoła. czy nie popełniłam błędu ucząc dziecko polskiego zamiast angielskiego i teraz będzie miało problemy w szkole wynikające z braku znajomości angielskiego? czy da sobie radę? jakie są Pani doświadczenia? pozdrawiam
Dzień dobry! Zacznę od tego, że podziękuję Pani za ciekawe pytanie. Z Pani komentarza bije troska o dziecko oraz obawa o jego przyszłość. To całkowicie naturalne. Jeszcze bardziej utrudnia sytuację fakt, iż w najbliższym otoczeniu nie znajduje Pani autorytetu w osobie nauczycielki w przedszkolu. Szanuję szczerość Waszej nauczycielki. Szczere przyznanie się do braku doświadczenia w zakresie dwujęzyczności jest o wiele korzystniejsze dla dziecka niż pochopne dawanie rodzicom niewłaściwych rad. W mojej opinii Pani dotychczasowe postępowanie jest jak najbardziej prawidłowe. Często zdarza się u dzieci dwujęzycznych, że w początkowych latach życia język używany w domu rozwija się szybciej od języka otoczenia. W każdym pojedynczym przypadku, który znam, dziecko, które jest zdrowe, po paru latach edukacji nadrabia zaległości w języku otoczenia, który z reguły staje się dominujący. Te pierwsze lata dominacji języka domowego, czyli polskiego w naszym przypadku, należy wykorzystać do położenia solidnych podstaw języka, które pomogą mu przetrwać późniejszy napór języka otoczenia. W Waszej sytuacji kontynuowałabym dotychczasową strategię mówienia do dziecka tylko po polsku. Kluczowy w sytuacji Pani córeczki jest postęp w relacjach społecznych, który nauczycielka obserwuje. To dobrze rokuje. Warto też byłoby sprawdzić, czy wycofywanie się z zabaw ma na pewno źródło w niedoborach językowych. Może jest spowodowane charakterem dziecka? Czy wśród polskojęzycznych dzieci córeczka jest bardziej otwarta? Co nauczyciele w przedszkolu robią, aby pomóc córeczce wytrwać w zabawach? Jak dziecko czuje się w przedszkolu? Rozmawiacie o tym w domu? Pozdrawiam i życzę wytrwałości w dwujęzycznym wychowaniu 🙂
Bardzo się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga ! Zwłaszcza ostatnia wypowiedź o sytuacji dziewczynki czteroletniej w środowisku anglojęzycznym jest jakby odpowiedzią na moje wątpliwości. Syn, teraz czteroletni, od dwóch lat w Kanadzie, wyraźnie silniej mówi po polsku, a angielskiego używa niechętnie. Ta niechęć przejawia się w zachowaniu jego wobec mnie – np irytuje się słysząc kiedy rozmawiam z kimś po angielsku – dla niego mama mówi po polsku. Nie jest też zachwycony przedszkolem, które ma teraz w wymiarze 2 godziny dwa razy w tygodniu. Przyznam się, że mam mocną zagwozdkę, jak zabrać się za temat nowego roku szkolnego – zwiększać liczbę godzin w kanadyjskim przedszkolu, szukać polskojęzycznego, więcej być z nim, czy więcej go zabierać do dzieci? Blog dodaję do ulubionych i idę się dokształcać. Pozdrawiam serdecznie z Vancouver ! 🙂
Kasiu, dziękuję za odwiedziny! Sytuacja Twojego synka nieco przypomina mi mojego Pynia sprzed paru lat. Poczytaj: https://bilingualhouse.com/jezykowa-historia-pynia-czesc-druga-asymetryczny-rozwoj-jezykowy/
Wspieraj synka, bo niechęć do języka angielskiego może być sygnałem innych potrzeb. U nas wszystko się wyklarowało, czego i Wam życzę 🙂