Natrafiłam kiedyś na poradnik dla rodziców, który zalecał im obojgu przygotowywanie się do rodzicielstwa już na rok przed poczęciem dziecka. Wtedy to oboje partnerzy powinni rozpocząć detoks, czyli zdrowo się odżywiać, unikać używek, wysypiać się i ruszać się na świeżym powietrzu. Mało tego, kobieta przez ten cały rok powinna zrezygnować z zażywania pigułek antykoncepcyjnych i korzystać z innych metod antykoncepcji, aby dać swojemu organizmowi szansę wyzbycia się wszelkich mogących kolidować z zapłodnieniem hormonów. Dopiero po takim oczyszczeniu materiału genetycznego autorzy poradnika zalecają rozpoczęcie planowania rodziny.
Podobnie jest z dwujęzycznością. W momencie, gdy dwoje ludzi z różnych kultur, reprezentujących różne języki ojczyste czy dwoje ludzi tej samej narodowości, lecz żyjący na emigracji, decyduje się na dziecko, powinni oni odpowiednio się do tego przygotować. To znaczy po zapoznaniu się z fachową literaturą i życiowymi doświadczeniami dwujęzycznych rodzin powinni podjąć decyzję, czy swoje potomstwo będą wychowywali dwujęzycznie i jaką obiorą strategię. Pisałam obszernie o różnych metodach wychowywania dwujęzycznego w postach: Dlaczego metoda OPOL?, Zalety metody OPOL, Więcej o metodzie OPOL i Metoda jeden kontekst – jeden język ML@H. Wtedy owa wybrana metoda powinna być konsekwentnie stosowana od pierwszych dni życia dziecka.
Obydwa powyższe scenariusze są oczywiście teoretycznym ideałem, do którego należy dążyć, ale życie jest życiem. Kto odpowie mi na pytanie, ilu na świecie jest rodziców, którzy przygotowują się do rodzicielstwa według wyżej wspomnianego poradnika? A ilu jest rodziców, którzy mają szansę tak skrupulatnie podążać za moimi radami dotyczącymi dwujęzyczności, jakbym tego sobie życzyła? Pewnie niewielu. Spotykam rodziny polonijne, które w pewnym momencie porzuciły język polski lub od początku posługiwały się tylko językiem otoczenia albo mieszały języki w obrębie jednej wypowiedzi. Powody mogą być tu różne: presja otoczenia, niechęć do wyróżniania się, niewiedza i mylne przeświadczenie o szkodliwości dwujęzyczności, powody osobiste i in. Lecz to nie powody są tutaj ważne. Najważniejsze i najwspanialsze jest to, że te rodziny nagle „budzą się”, widząc, że przez brak znajomości języka przodków brakuje ich dzieciom kontaktu z rodziną pozostawioną w kraju pochodzenia oraz kontaktu z ich dziedzictwem kulturowym. Rodziny te czują się zagubione i obawiają się, że wszystko już stracone. Ale moim zdaniem nie. Przy wystarczającej determinacji można do języka mniejszościowego wrócić i przynajmniej częściowo nadrobić stracony czas. Oczywiście, im młodsze dzieci, tym będzie to łatwiejsze. W przypadku starszych, po 11 roku życia przypominało to będzie bardziej naukę języka obcego przez dorosłych i mogą być tu potrzebne formalne lekcje. Bez względu na wiek należy dążyć do zalecanych 25 godzin kontaktu z językiem mniejszościowym tygodniowo i stwarzać sytuacje, w których dziecko będzie miało rzeczywistą potrzebę używania nowego języka. Najlepiej ta potrzeba ujawni się podczas wizyty w kraju ojczystym, podczas rozmowy z tamtejszymi osobami jednojęzycznymi, np. z dziadkami. O różnych sposobach maksymalizacji ekspozycji na język mniejszościowy pisałam w poście: Obsesja.
Na samym początku zalecałabym rozmowę w rodzinnym gronie i wytłumaczenie dzieciom dlaczego wprowadzamy zmiany w funkcjonowaniu językowym rodziny i co chcemy przez to osiągnąć. Jak wspomniałam, nie jest to zadanie łatwe i możemy spotkać się z oporem dziecka, które jest już przyzwyczajone do używania jednego języka i może nie mieć ochoty na pracę nad opanowaniem nowego języka. Jest to adekwatna sytuacja do tej, w której dziecko pragnie dalej oglądać TV, a my „naganiamy” je do odrabiania lekcji. I tu protesty dziecka zwykle nas nie zniechęcają, bo wiemy, jak bardzo ważna jest dla niego nauka. Tak samo rozumujmy w kwestii oporu dziecka przed nowym językiem. Jeżeli mocno wierzymy, że osiągnięcie dwujęzyczności jest dla dziecka ważne, to uda nam się pokonać jego opór (ale oczywiście nie zmuszamy).
Bardzo pomocne jest tu znalezienie dziecku zajęć pozaszkolnych w języku mniejszościowym, czy szkoły sobotniej. Tam pozna dwujęzycznych rówieśników w podobnej sytuacji życiowej i będzie miało okazję wykorzystać nowy język w różnych kontekstach. Dla fanów futbolu świetnym pomysłem jest na przykład trening piłkarski w języku mniejszościowym, gdyż, ruch, jak wiadomo, wspomaga pracę mózgu.
Przede wszystkim mówmy, mówmy i jeszcze raz mówmy do naszych dzieci w naszym języku ojczystym. Początkowe odpowiedzi dziecka w języku większościowym z czasem będą zawierać coraz więcej elementów z naszego języka. Parafrazujemy je używając języka polskiego, czyli wypowiedzi dziecka w języku otoczenia, czy w języku mieszanym, czy zawierające błędy, powtarzajmy w prawidłowej formie po polsku. I pamiętajmy, aby cieszyć się razem z dzieckiem z jego nawet najmniejszych sukcesów, jak prawidłowo zrozumiane polecenie w naszym języku czy prawidłowe użycie nowego wyrażenia. Już osiągnięcie biernej znajomości naszego języka jest ogromnym skarbem, gdyż rozumienie jest pierwszym krokiem do mówienia. Uaktywnienie języka będzie już tutaj znacznie ułatwione.
Temat rzeka, będę go jeszcze rozwijać. Dziękuję bardzo pewnej wspaniałej polskiej mamie, dzięki której powstał ten post. A Wy też może zetknęliście się z sytuacją powrotu do języka ojczystego? Chętnie poznam Wasze historie.
Hejka Anetko, dzięki za kolejny madry post. Zgadzam się z tobą w zupełności ale muszę trochę pomarudzieć…Znam rodzinę jezykowo mieszkaną, mieszkającą całe życie poza Polską. Mama cały czas mówiła do dzieci po polsku (sama słabo znała ang), początek był super ale potem już zoraz gorzej…od szkolniaków, którym po prostu jest łatwiej do zbuntowanych nastolatków. Starała się próbowała, tłumaczyć, zabierać do Polski (chociaż ze Stanów trudno tak sobie pozabierać dzieci do Polski często) nie odpowiadać kiedy mówiły po ang, przypominać i inne różne. Nie poddała się nigdy! Do tej pory uparcie mówi do nich po polsku. Jeszcze kilka miesięcy temu kiedy z nią o tym rozmawiałam twierdziła, że to kompletny lost case, dzieci nie mówią po polsku (rozumieją wszystko) i nie za bardzo są zainteresowane krajem. I tutaj smutna historia mogłaby się skończyć ale stało się coś co zszokowało moją koleżankę. We wrześniu jej córka poszła na studia do Polski! Wprawdzie anglojęzyczne studia ale mieszka w Polsce, kiedy spotkałam ją, odezwała się do mnie po polsku (nigdy wcześniej się to nie zdarzyło), ma wielu polskich przyjaciół i bardzo jej się tam podoba. Tak więc da się ale czasem trzeba naprawdę dłuuuuudo czekać…Jeśli mnie nie wyrzucisz to mam jeszcze kilka takich jezykowo ciekawych historii :-).
Z moimi dziećmi, jak wiesz, na razie nie jest źle chociaż „po polsku proszę” zdarza mi się mówić milion razy dziennie… Buziaki, Ania
Dziękuję bardzo, Aniu i niecierpliwie czekam na Twoje kolejne językowe historie. Podziwiam Twoją koleżankę za upór i wytrwałość. I tego nam też życzę 🙂
Dziekuje za ten wpis. Temat bardzo aktualny w mojej rodzinie, zastanawiamy sie czy wprowadzić nasze języki ojczyste czy odpuścić.
Cieszę się 🙂 Chwali się, że jako rodzina po partnersku ten temat rozważacie. Trafnych decyzji życzę i pozdrawiam serdecznie.
Cześć. Temat jest bardzo ciekawy i ważny, okazuje się bowiem, że to od decyzji rodziców zależy przyszła relacja dziecka z rodziną i otoczeniem. Czekam na następne wpisy 🙂
Cześć! Nowe wpisy już po wakacjach. Wracamy z nową energią 🙂