Dwujęzyczne wychowanie na luzie? Czy jest to w ogóle możliwe? I czy nie obniży efektów naszej pracy?
Pamiętacie mój artykuł Rozważne planowanie, świadome wybory, konsekwencja, monitoring i elastyczność – niezbędne elementy skutecznego dwujęzycznego wychowania? Przedstawiam tam dwujęzyczne wychowanie jako świadomy proces podejmowany przez rodziców w celu wykształcenia pełnej dwujęzyczności i dwukulturowości u dziecka, a zarazem uzyskania u niego intelektualnych korzyści, które owocują sukcesami w szkole i życiu zawodowym. Świadomy proces, czyli nic nie może być pozostawione przypadkowi. Czy tak jest w istocie? Czy rodzic dziecka dwujęzycznego może organizować skuteczne dwujęzyczne wychowanie w wyluzowany i nieplanowany sposób, choćby tylko przez wakacje?
Sprawdziłam to na własnej skórze, a raczej na skórze mojej dwujęzycznej dwójki. Jak wiecie, na co dzień wychowanie dwujęzyczne przebiega u nas według dość ścisłych reguł: mama po polsku, tata po angielsku, społeczność lokalna głównie po angielsku. Zasadą w naszym codziennym życiu jest też promowanie języka polskiego w mediach (TV, radio, komputer) i wspomaganie go na każdym kroku z racji przytłaczającej obecności języka angielskiego. Zasada ta zwykle obowiązywała w ciągu roku szkolnego, kiedy dzieci spędzają większość dnia w szkole otoczone językiem angielskim, a na czas wakacji, kiedy więcej czasu spędzamy rozmawiając po polsku z mamą i wyjeżdżając do Polski wprowadzaliśmy zasadę odwrotną, która promowała język angielski. Pilnowanie przestrzegania tego typu zasad dotyczących używania języka w domu bywa w codziennym życiu zwyczajnie męczące. Rodzic musi dopilnować tysiąca innych spraw dziennie, a jeżeli jest rodzicem w rodzinie dwujęzycznej, to jeszcze musi dbać o to, jakim językiem, gdzie i kiedy otacza się jego dziecko. No właśnie, czy musi?
Przez ubiegłe wakacje (raptem 6 tygodni) całkowicie eksperymentalnie popłynęliśmy z prądem dwujęzycznego życia. Nie stosowałam żadnych zabiegów, aby umocnić kulejący język. Nie prowadziłam żadnych zabaw językowych. Każdy mówił, jak chciał, czytał, co chciał, oglądał, co chciał i robił, co chciał. Pełny luz!
Zasada używania określonego języka do określonych osób okazała się najsilniej zakorzeniona w naszej rodzinie. Nikt zatem nie próbował mówić do mnie po angielsku 🙂 Ale atmosfera luzu musiała się chyba trochę wszystkim udzielić, bo zaczęło się pojawiać wiele wypowiedzi mieszanych, szczególnie pomiędzy dziećmi. Dzieci obrały między sobą jako preferowany język polski ze sporą liczbą angielskich wtrąceń. Przy wolnym wyborze bajek i muzyki, wybierały polskie. Mój mąż (Anglik) zaś coraz częściej stosował elementy języka polskiego w swoich wypowiedziach.
Ogólnie zatem w tym okresie w połączeniu z pobytem w Polsce, w naszym domu naturalnie zaczął dominować język polski, ale często nie miał on czystej formy poprzez częste mieszanie (code-switching). Coś na kształt wychowania dwujęzycznego opisywanego przez Annę Weiss.
A jaki obserwuję wpływ tego eksperymentu na dwujęzyczny rozwój Talkusi i Pynia? Powiem w skrócie: różny.
- Talkusia, będąc już blisko swoich dziesiątych urodzin dojrzała do takiego luzu i wydaje mi się, że jej on służy. Jej mocno ugruntowany język angielski wcale nie ucierpiał, zaś słownictwo i wymowa polska zyskały wiele. Ponadto nauczyła się większej elastyczności w operowaniu językiem i świadomości, że różne języki mogą służyć do różnych celów.
- Pynio natomiast z racji swoich sześciu lat, bardziej korzysta z uregulowanej gospodarki językowej w rodzinie. Owszem przez wakacje mocno podbudował swój język polski i nawet wyćwiczył głoskę r, ale jego język angielski przez ten czas zdążył już nieco osłabnąć, szczególnie pod względem gramatyki. Potwierdziła się zatem zasada, że im młodsze dziecko, tym szybciej się uczy, ale równie szybko zapomina.
Po lekturze posta Obsesja powiecie, że powinnam się cieszyć, że język polski zaczął tak bardzo dominować w naszej rodzinie. Ale ja się nie cieszę, bo moim celem nie jest konkurowanie z językiem angielskim, tylko dążenie do uzyskania równowagi i harmonii pomiędzy naszymi językami.
Podsumowując zatem moje powakacyjne rozważania dotyczące starannie planowanego dwujęzycznego wychowania versus stylu wyluzowanego, kiedy użycie każdego języka jest spontaniczne, podtrzymuję wszystkie moje zalecenia zawarte w artykule Rozważne planowanie, świadome wybory, konsekwencja, monitoring i elastyczność – niezbędne elementy skutecznego dwujęzycznego wychowania. Dwujęzyczne wychowanie dzieci młodszych powinno być świadomie kierowane przez rodziców z dbałością o równomierny i harmonijny rozwój obu języków. Aczkolwiek, w chwili, gdy oba języki są u dziecka solidnie ugruntowane, możemy pozwolić sobie na trochę luzu i to nie tylko w wakacje.
Jeżeli zatem, Drodzy Rodzice, czujecie się czasem zmęczeni ciągłym monitorowaniem sytuacji językowej w Waszej rodzinie i wspomaganiem rozwoju obu języków Waszego dziecka, pamiętajcie, że przyjdzie czas, gdy będziecie mogli się jako rodzina językowo wyluzować i cieszyć się owocami Waszej ciężkiej pracy.
A Wy za jakim stylem dwujęzycznego wychowania się opowiadacie?
Witaj Anetko! Bardzo ciekawy post. Przedstawiam Ci teraz moje doświadczenie. Jak wiesz, wychowuje swoją trójkę dzieci dwujęzycznie według zasady OPOL (ja po włosku, mąż po polsku, w Polsce) od urodzenia. Co do media (tv, computer, radio) kontroluję, żeby była równowaga, Np. po całym dniu spędzonym ze mną w domu, bo był deszczowy lub były chore poproszę, żeby wybrali film po polsku, lub odwrotnie po całym dniu w szkole. Oni jednak o tym już wiedzą i sami wybierają raz w jednym języku raz w drugim, chętnie słuchają te same bajki w obu językach (np. ostatnio Frozen po polsku i po włosku lub mali Einsteins). Spiewają piosenki Neka i Laura Pausini, pląsy po włosku i z przedszkola/szkoły. Między sobą jak im się chce, raz po włosku, raz po polsku raz mieszane, ostatnio jednak coraz rzadziej. Tego lata byliśmy we Włoszech tylko dwa tygodnie i wtedy chodzili na półkolonie typu lato w mieście z innymi dziećmi z mojego miasteczka i to bardzo mocno rozwijało oba języki. Rano z dziećmi bawiły się bez problemu, tak jakby tam zawsze mieszkali, a po powrocie opowiadali wszystko po włosku dziadkom, mnie, siostrze i po polsku tacie 🙂 Niestety, w Polsce, po tygodniu w szkole zarówno starsza córka jak syn, który pierwszy raz jest w zerówce zaczęli się zwracać do mnie po polsku i tu musiałam interweniować, zwrócić im uwagę, powiedzieć, że będzie mi smutno i nie będę odpowiadała wtedy. Przemyśleli sprawę, przeprosili i obiecali, że już nie będą. Dzisiaj jednak znowu tak było, chociaż poprawili się szybko i zaczęli nawet się kłócić między sobą po włosku. Zgadzam się więc z tym co napisałaś i wiem, że jest męczące, ale trzymam się żelaznej zasadzie OPOL zawsze i wszędzie, ponieważ wieżę, że w ten sposób ciągle u nich wznawiam potrzebę, chęć i motywację do mówienia, czytania, śpiewania i słuchania języka włoskiego, żeby mogli powtórzyć za rok podobne pozytywne doświadczenie, żeby mogli na skypie i na żywo się dogadać z moją rodziną i żeby się czuli u siebie w domu też we Włoszech, nie mówiąc o innych korzyściach. 🙂 Pozdrawiam wszystkich rodziców i Ciebie serdecznie i życzę wytrwałości! 🙂
Aneto, dzisiaj przemyślałam sprawę i zauważyłam, iż ja też mówię do dzieci po polsku w określonych sytuacjach, np. kiedy im sugeruję, jakimi zwrotami mają odpowiadać, kiedy powtarzam to co nie zrozumieli z filmu, piosenki po polsku, szczególnie podczas 1 roku szkoły podstawowej, kiedy pomagałam córce przy pracach domowych, dopóki nie nauczyła się czytać poleceń w ćwiczeniach lub kiedy musiała się nauczyć wiersze na pamięć. Uważam więc, że podczas wychowania dwujęzycznego pomimo konieczności obrania metody i potrzeby się jej konsekwentnie trzymania, należy się kierować, jak we wszystkich rzeczach, szczególnie zdrowym rozsądkiem i dobrem dziecka 🙂
Jeszcze jedno. Chciałabym sprawdzić jak wygląda kompetencja językowa i komunikacyjna u moich dzieci, jak bardzo są świadomi sytuacją rodzinną, regułami nią rządzącymi i przypomniało mi się, że dobrym nieinwazyjnym narzędziem, mogłyby być te ankiety o dwujęzyczności z dziećmi w różnym wieku, które umieściłaś na blogu. Czy mogłabyś mi dać link do nich, ponieważ nie mogę je znaleźć? Wielkie dzięki i dalszych sukcesów w życiu prywatnym i zawodowym 🙂
Ja coraz częściej łapię się na tym,że język włoski zdominował nas obie.Mała już coraz sprawniej mówi w tym własnie języku, a że poszła już do przedszkola będzie to już cały proces z tym związany.Ja zatem zaczęłam bardziej się pilnować i mówić w domu i poza nim, gdy jesteśmy same tylko po polsku ,by go wzmocnić trochę.wkrótce zacznę wprowadzać naukę ,choć widzę po mojej upartej córce ,że u nas będzie to raczej na zasadzie zabaw niż nauki.Wciąż mam nadzieję,że obierzemy dobry kierunek:)
Hej, dzięki za te przemyślenia. Bardzo ciekawe i rozsądne.
Jak zwykle wszystko rozbija się o znalezienie właściwej równowagi, a ona dla każdej rodziny będzie wyglądać inaczej – może brzmi to banalnie, ale tak to już jest 😉
Ale myślę, że to ma sens, żeby zadbać o solidne podstawy u małych dzieci. Zresztą w ich przypadku rodzice mają też łatwiej, bo im młodsze dziecko, tym zdanie i autorytet rodziców bardziej się liczy.
Przeczytałam ostatnio ciekawy artykuł, który wszystkim serdecznie polecam:
http://www.slate.com/blogs/lexicon_valley/2014/10/08/raising_bilingual_kids_should_you_speak_to_children_in_your_second_language.html
Wynika z niego (między innymi), że dzieci, nawet mając kontakt z błędami językowymi, nauczą się mówić prawidłowo – warunkiem jest to, by stykały się z odpowiednio dużą liczbą ludzi, którzy danego języka używają. Mózgi dzieci najwyraźniej potrafią odsiać błędne formy (np. w wykonaniu non-native’ów).
Doroto,
Równowaga to jest dla mnie istota dwujęzycznego wychowania. Dziękuję, że czytasz i za podrzucenie ciekawego artykułu.
Pozdrawiam serdecznie 🙂