W trzeciej części cyklu „Dwujęzyczne nastolatki” o narzędziach, jakie rodzice mają do dyspozycji przy wspieraniu drugiego języka swoich dzieci. Większość poniższych pomysłów nadaje się do wykorzystania w rodzinach z dziećmi w różnym wieku, ale niektóre z nich będą szczególnie przydatne u nastolatków. Oczywiście są to tylko propozycje i zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy rodzice mają możliwości czasowe czy finansowe, by z nich wszystkich skorzystać. Tak samo sytuacja rodzinna oraz temperament i zainteresowania dziecka mogą niektóre z nich wykluczać. Ale warto krytycznie spojrzeć na poniższą listę i przynajmniej spróbować niektóre z zamieszczonych tam pomysłów wprowadzić w życie. Owocem naszych wysiłków będzie zwiększona motywacja dzieci do posługiwania się językiem mniejszościowym, a także rozwój tego języka. Tu koło się zamyka, gdyż im lepiej dziecko zna drugi język, tym chętniej będzie się nim posługiwać, a im częściej się nim posługuje, tym bardziej go rozwija. Informacje poniższe zdobyłam przez intensywny „research” w literaturze i w internecie, a przede wszystkim poprzez rozmowy z rodzicami dwujęzycznych nastolatków, którym za ich pomoc w zgromadzeniu tych materiałów bardzo dziękuję.
- Pewien polski ojciec (żona Angielka) podzielił się ze mną swoim nietypowym podejściem do dwujęzyczności swoich nastoletnich dzieci, które bardzo mi się spodobało. Otóż traktuje on swoje dzieci całkowicie po partnersku i przy wielu okazjach okazuje im wdzięczność za to, że rozmawiają z nim po polsku i chodzą do polskiej szkoły. Tata ów dziękuje swoim dzieciom za to, że pomagają mu podtrzymać jego własny język polski, którego bez ich udziału nie miałby w ogóle potrzeby używać. Zmienia w ten sposób nastawienie swoich dzieci do języka polskiego. Nie namawia ich wprost do używania i doskonalenia polskiego, żeby umiały ten język na przyszłość, tylko nadaje posługiwaniu się językiem polskim sens tu i teraz (żeby tata nie zapomniał polskiego), jednocześnie przenosząc presję z dzieci na siebie.
- W małżeństwach mieszanych ze strony małżonka reprezentującego język większościowy spotyka się podejście do języka mniejszościowego jako do języka obcego. Ważne jest, by dotrzeć do naszego partnera i wytłumaczyć mu, że jest to dla dziecka drugi język ojczysty nierozerwalnie związany z kulturą i ma on o wiele większe znaczenie niż jakikolwiek język obcy. Jeżeli uzyskamy zrozumienie i pełną akceptację partnera, dzieci bez względu na wiek to automatycznie wyczują i chętniej będą mówić po polsku. Są również tacy partnerzy, którzy aktywnie uczą się drugiego języka swoich dzieci i do tego stopnia wspierają ich dwujęzyczność, że godzą się na przejście w rodzinie na język mniejszościowy (ML@H). Pisałam o tym tu. Dzięki temu przechylamy szalę językowej dominacji w kierunku języka mniejszościowego, zmieniamy klimat w domu na bardziej polski. W efekcie dzieci bardziej akceptują ten język, częściej używają go między sobą.
- W okresie buntu nastolatka zachowanie dziecka może przypominać bunt dwulatka. Jego słownik może też ograniczać się do zaledwie kilku słów, tak jak mowa dwulatka. Przeprowadzono nawet badania, z których wynika, że najbardziej zbuntowane nastolatki używają w tym okresie w rozmowach z rodzicami zaledwie 10 słów, z których najczęstsze to: „daj mi spokój!”. Nie traktujmy tych zachowań jako odrzucenie naszego języka, gdyż jest to przejaw braku chęci do komunikowania się z nami bez względu na język. Ale niektórzy spostrzegawczy rodzice zauważają, że są takie miejsca czy sytuacje, w których nastolatek rozmawia chętniej, np. samochód. Znajoma mama nastolatka całkowicie przejęła rolę rodzinnego szofera i wozi syna na treningi, czy na spotkania z kolegami okrężną drogą, by skraść jak najwięcej czasu na rozmowy z nim. Syn jej wtedy bardzo się otwiera, czemu zdecydowanie sprzyja fakt, że jest z mamą sam na sam.
- Uważajmy, żeby nie wywierać zbyt wielkiej presji na naszego starszaka, gdyż możemy nasze starania o przetrwanie języka polskiego przerodzić w walkę. Realistyczne cele, podejście partnerskie i racjonalna rozmowa zdziałają więcej niż nakazy. Można zastosować niewerbalne sposoby na przypominanie o mówieniu po polsku, jak np. wskazywanie na polską flagę (np. magnes na lodówce) zamiast powtarzania się: „mów po polsku”. Lecz, gdy wywołuje to u nastolatka widoczną irytację, proponuję przeczekać. Ten okres sam minie. Jeżeli dziecko odpowiada na nasze pytania w języku większościowym, nie okazujmy mu naszego zdenerwowania czy rozczarowania, tylko jak gdyby nigdy nic odpowiadajmy po polsku. Dzięki temu zachowamy u dziecka rozumienie języka polskiego i po przejściu okresu buntu będzie można go łatwiej zaktywizować, czyli powrócić do mówienia. Na pocieszenie zdesperowanym rodzicom nastolatków dodam, że nawet najbardziej zbuntowane nastolatki w późniejszym wieku przeważnie wracają do dwujęzyczności. Naszą rolą jest umożliwienie im tego powrotu.
- Idealną sytuacją jest, gdy starsze dziecko już potrafi samodzielnie czytać i pisać w drugim języku, gdyż otwiera nam to wiele możliwości wspierania jego dwujęzyczności. Inwestujmy więc w przyszłość dwujęzyczności naszych dzieci ucząc ich czytać i pisać po polsku jak najwcześniej. Tak położony fundament zaowocuje podwójnie w wieku lat nastu, kiedy możemy podsuwać dziecku interesujące książki, czasopisma młodzieżowe, strony internetowe, facebookowe grupy dyskusyjne dla młodzieży (np. grupa Zosi http://www.facebook.com/groups/382517095167748/), czy blogi. Te wszystkie jakże atrakcyjne źródła kontaktu ze współczesnym językiem i kulturą polską są wtedy do dyspozycji naszych dzieci. Jeżeli czytanie i pisanie po polsku sprawiają dziecku kłopoty, korzystajmy z tych źródeł razem! Czytać dziecku trzeba zresztą jak najdłużej się da, nawet jeśli po polsku dużo czyta samodzielnie. Możemy wtedy wybrać pozycje bardziej ambitne i podczas wspólnej lektury w razie potrzeby wyjaśniać trudne słownictwo. Do wciągnięcia nastolatka do samodzielnego czytania rodzice polecają polskie tłumaczenia książek, które dzieci już znają w wersji oryginalnej, np. „Koszmarny Karolek”, czy „Mikołajek”.
- Podążajmy za zainteresowaniami dziecka i podsuwajmy mu polskie odpowiedniki wykonawców, czy zespołów muzycznych, które lubi. Najlepiej, gdyby teksty piosenek były po polsku! Podczas wizyty w Polsce można też wspólnie wybrać się na koncert 🙂
- Lekcje zadane przez szkołę większościową odrabiajmy mówiąc po polsku tak długo, jak tylko się da. W pewnym momencie stopień skomplikowania materiału nam to jednak uniemożliwi i będziemy zmuszeni na tę okoliczność z polskiego zrezygnować. Jest to po prostu konieczność i nie wyrządzi to dwujęzyczności dziecka szkody pod warunkiem, że będziemy polskiego używać we wszystkich innych sytuacjach.
- Ustawmy menu komputera, telewizora i konsoli gier w języku polskim.
- Angażujmy całą rodzinę we wspólne gry planszowe, nie tylko językowe. U nas ostatnio świetnie sprawdzają się: Twister (dodatkowo ćwiczymy znajomość kierunków prawy-lewy), Guess Who (rozwija logiczne myślenie), Pop to the Shops (ćwiczymy zwroty grzecznościowe i umiejętności matematyczne).
- Starsze dzieci mogą same pisać blogi po polsku lub nagrywać vlogi (jak Zosia opisana tu) lub razem redagować rodzinny blog relacjonujący nasze codzienne życie. Zachęcajmy polskojęzyczną rodzinę i znajomych do czytania, oglądania i komentowania naszych wpisów, co wyraźnie zmotywuje dzieci do dalszej pracy nad nimi. Dla przykładu zajrzyjcie na Blog Zosi.
- Wspólnie oglądajmy filmy i programy telewizyjne po polsku. Organizujmy polskie wieczorki filmowe z poczęstunkiem, na które zapraszamy polskich rówieśników.
- Wyjeżdżajmy do Polski. Korzyści językowe z takich wyjazdów są ogromne, chociaż czasem możemy je w wypowiedziach dziecka zauważyć dopiero ok. dwa tygodnie po powrocie. Tyle czasu potrzebuje mózg dziecka, by dodatkową stymulację językową „przetrawić”. Najlepiej wyjeżdżać na dłużej niż tydzień, ale oczywiście krótka wizyta jest lepsza niż żadna. Jeden z rodziców zasugerował, że w związkach mieszanych lepiej jest zabierać dzieci do ojczyzny bez partnera, gdyż z jego doświadczeń wynika, że nawet tam może on zdominować środowisko językowe dziecka, ograniczając przez to korzyści płynące z zanurzenia w języku i kulturze polskiej. Inną opcją jest wysłanie dzieci samych na wakacje do dziadków. My akurat jeździmy całą czwórką, wyboru trzeba tu dokonać indywidualnie. Ważne, by podczas pobytów w Polsce, aranżować dzieciom spotkania z rówieśnikami z rodziny lub sąsiedztwa lub zapisać je na zajęcia dla młodzieży w bibliotece, czy np. lekcje pływania. Zabierajmy dzieci do parków, czy bawialni, gdzie też mogą nawiązać kontakty z polskimi rówieśnikami. Dzieci starsze mogą wyjeżdżać też same na obozy, czy kolonie, gdzie będą spędzać czas z polską młodzieżą. Warto znajdować obozy zgodne z zainteresowaniami dziecka, jak np. obozy konne. Jeżeli mamy wybór pomiędzy polonijnym wyjazdem młodzieżowym a wyjazdem dla młodzieży na co dzień mieszkającej w Polsce, radziłabym zdecydować się na ten drugi. Zależy nam przecież na kontakcie naszych dzieci z jak najczystszą i najbogatszą polszczyzną oraz ze współczesną polską kulturą młodzieżową. Ponadto istnieje ryzyko, że grupa młodzieży polonijnej będzie porozumiewała się w swoim dominującym języku, a nie w polskim. Po powrocie podtrzymujmy zawarte w Polsce przyjaźnie poprzez pisanie listów, emaili, czy rozmowy przez Skype. Razem oglądajmy i opisujmy zdjęcia i filmy z wakacji.
Zachęcam do korzystania z powyższych pomysłów. Wiele z nich oprócz korzyści językowych daje nam okazję do przyjemnego spędzania czasu z naszymi dziećmi. Czekam na Wasze relacje.
Witaj.Ja wciąż na etapie prób i błędów jako że Elena ma dopiero(lub już ) prawie 2 latka. Doczytuje w wolnych chwilach co się da tu u ciebie.I tak dziś doczytałam,że twój synek już czyta nie wspominając o pisaniu. Ostatnio spotkałam koleżankę – włoszkę, która ma córkę w wieku Eleny i ta mała też już ślicznie mówi sporo wyrazów.Tłumaczyłam sobie wtedy ,że Elena nie mówi na razie bo używamy dwóch języków i jest jej ciężej, poza tym jest na etapie buntu i wszystko i tak wymusza płaczem lub piskiem.Ale widząc postępy twoich dzieci trochę się wystraszyłam – jest mało inteligentna czy tylko cwana ,że nie chce mówić jeszcze?Mam zacząć się bać? używa jak dotąd tylko pierwszych sylab włoskich wyrazów ,by wskazać na coś.Widzę ,że próbuje sobie jakoś pod nosem powtarzać nazwy widzę jak uśmiecha się gdy jej coś tłumaczę , ale wciąż nie mówi. Proszę powiedz mi ,ze to normalne…
Pozdrawiam 🙂
Witaj Basiu! Nie martw się! Oczywiście, ze to jest normalne! Moja, obecnie 8 letnia córka w wieku Twojej Eleny wcale nie mówiła. Piszę o tum tu: http://bilingualznaczydwujezyczny.blogspot.co.uk/2013/02/jezykowa-historia-talkusi.html Bardzo pokrzepiające są też komentarze pod tym postem. Mój syn natomiast ma 4 lata, a właściwie prawie 5 i nie powinnaś jego umiejętności porównywać do swojej córeczki 🙂 Ale chyba nie pocieszę Cię w kwestii wymuszania płaczem i piskiem, bo to u nas wciąż na porządku dziennym 😉 Pozdrawiam serdecznie i głowa do góry!
Ufff ulżyłaś mi trochę, bo jak dotąd dzielnie się trzymam, ale czasem cos wyprowadza mnie z równowagi matczynej(a że doświadczenie na tym polu mam nijakie) i pękam zwyczajnie. Lecę poczytać w takim razie – raz jeszcze dziękuję:)
Polecam się na przyszłość 🙂
Basiu, znam dziewczynkę, która przemówiła (zrozumiale) pierwszy raz w wieku 3,5 lat. Dzieci po prostu różnie się rozwijają. Smutne, że stawiamy sobie często jedną poprzeczkę, kiedy jest oczywiste, że każde dziecko jest inne. Einstain, jak może znasz ten przykład, zaczął mówić w wieku 3 lat i „wyszedł na ludzi”. 😉 Nadal trzymaj się dzielnie!
A myślałaś o dołączeniu do co ważniejszych słów (jeść, pić, itp.) języka migowego – jako przejściowej formie komunikacji, kiedy dziecko dobrze nie mówi? Znasz angielski, Basiu? Tu jest artykuł o tym, dlaczego ma sens używanie języka migowego z małymi dziećmi (do mniej więcej 3-go roku życia):
http://www.playingwithwords365.com/2012/05/9-reasons-to-teach-sign-language-to-your-hearing-infant-or-toddler/
Co ty na to, Aneto? Czyż piski nie wynikają też częściowo z niemożności „dogadania się”?
Modne „baby signing”, czyli miganie z małymi dziećmi zdobyło sobie ostatnio negatywną opinię, że opóźnia rozwój mowy głośnej. Temat kontrowersyjny. Co ja na to? Jeżeli rodzic zawsze łączy każdy gest z odpowiednim słowem, to rzeczywiście miganie może rozładować u dziecka frustrację związaną z utrudnioną dotychczas komunikacją nie spowalniając przy tym rozwoju mowy. Przestrzegałabym tylko przed miganiem zamiast mówienia 🙂
Oczywiście! Tylko takie miganie wchodzi w grę – jako dodatek do mowy. O innym miganiu „mowy nie ma” 😉
To ja też się dołączę. Basiu, nie przejmuj się. Ja też znam chłopczyka, który do trzeciego roku życia nic nie mówił. Pokazywał i wydawał dźwięki. Bawiłyśmy się z nim sylabami, próbowałyśmy zniżyć się do jego poziomu żeby poczuł akceptację, wszystkiego probowałyśmy z jego mamą. A koleżka wielkimi oczętami na nas patrzył i nic. Aż pewnego dnia zaczął mówić prawie całymi zdaniami. Poszedł do niemieckiego przedszkola i taka sama sytuacja, nie mówił, nie próbował, rodzice martwili się ale pewnego dnia zaczął się bawić po niemiecku. Żartowaliśmy, że mały nie chciał robić niczego na pół gwizdka. Jak mówić, to na całego. Nie martw się tym bardziej, że sylabizuje i „coś tam po nosem’. A że płaczem wymusza, ma dwa lata- normalne.
Dziękuję wam wszystkim:) Jak zaczęłam bardziej Elenę obserwować, zauważyłam ,że jednak cwana z niej bestia. Tak jak wspominałam używa do porozumiewania się z nami pierwszych sylab wyrazów. Bardzo ładnie mówi :mama, papa, ciocia, ciao.Naśladuje wyrazy opisujące zwierzęta typu:miau, bau , kwa kwa itp. Generalnie sprytna z niej bestia. Jak coś chce to prowadzi nas za rękę i oprócz używania sylaby pokazuje co chce. Tak więc faktycznie myślę ,że to raczej cwaniactwo niż brak inteligencji.U nas migowy sposób porozumiewania się łaczy się z mówionym,bowiem pokazując na daną rzecz od razu wymawiam znaczenie tej rzeczy. Ona też pokazując na coś jeśli wie jak się to nazywa wymawia pierwszą sylabę po czym widać jak wyraźnie słucha jak ja to wymawiam i aż „widać” jak sobie to analizuje w mózgu:) Ostatnio zaczęła też „śpiewać”. Jakieś tam mało melodyjne ta ta ta, la la pa. I próbuje komentować bajki. Tak więc jakis postęp zauważyłam.Teraz zaczynam zastanawiać się nad posłaniem jej do tutejszego żłobka. Na kilka godzin dziennie chociaż,by się trochę „odkleiła” ode mnie i poprzebywała w towarzystwie rówieśników. Na razie jednak sama myśl o takim „rozstaniu ” mnie boli….